Nie od razu i nie z Ciała i Krwi.
Przechadzał się Król po świecie i ujrzał dziecko, którym się zachwycił. Adoptował je. Troszczył się o nie. Karmił. Wychowywał. Czasem nie szczędził też rózgi. Dziecko było krnąbrne, rozbrykane, ale generalnie Mu ufało. Z czasem przyzwyczaiło się tak bardzo, że jest synem i dziedzicem, że nie dopuszczało do siebie myśli, że Ojciec mógłby mieć więcej dzieci. Uważało, że jeśli tylko będzie zachowywać Jego prawo – to wciąż pozostanie dziedzicem, jedynym dziedzicem.
Królowi temu jednak urodził się Syn – krew z Jego krwi i ciało z Jego ciała. Posłał Go zatem do swojego adoptowanego syna aby wyprostować jego ścieżki. Adoptowany syn jednak nie chciał go słuchać, a nadto zabił Syna aby nadal być jedynym dziedzicem.
Jednak ziarno zasiane wydało plon – oto znalazło się dziecko, które uwierzyło Synowi. Uwierzyło, że Król potrafi kochać za darmo. I Król ten przyjął je i adoptował jako swego syna.
W niezadługim czasie pojawiło się kolejne dziecko – temu wmówiono, że jest dziedzicem, bo jest mężczyzną i walczy z całym światem z imieniem Króla na ustach. Król rozczulił się. Dziecko kompletnie nie zrozumiało przesłania i postrzegało Króla jakby w krzywym zwierciadle – ale ujęła Go jego bezpośredniość, bezkompromisowość i postawienie wszystkiego na jedną kartę. Pomyślał, że przecież dziecko to nie jest winne, że ktoś przekazał mu fałszywy obraz. Jego też zatem postanowił adoptować.
Jeśli więc ci trzej adoptowani synowie spotkają się, aby razem uczcić swego Ojca – czy to będzie złe w Jego oczach?