A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. (2 Tym 3, 1-5)
Ludzie tacy byli, są i będą. Nihil novi sub sole. Sęk w tym, że dziś świadomie, badź nieświadomie okazujemy jedynie pozór pobożności. Ilu z nas z czystym sumieniem może powiedzieć, że Jezus Chrystus jest centrum jego życia? Kto z nas odda życie za prawdę? Kto z nas będzie strzegł raczej ducha Ewangelii niż rytualnej czystości albo politycznej poprawności? Kto z nas zachęci swoje dziecko by oddało życie by dochować wiary?
Dziś raczej skłonni jesteśmy traktować Boga jako uzupełnienie naszego życia. Albo Kogoś, komu trzeba oddać, co Jego, aby móc resztę zachować dla siebie. By żyć po swojemu i mieć Kogoś, kto załatwi za nas te najtrudniejsze spawy. Bo to nasze życie jest centrum. Życie człowieka, nasze życie najwyższą wartością.
Taka pobożność nie ma mocy. Bo jest tylko pozorem pobożności.